niedziela, 24 maja 2015

Weekendowe upadki i wzloty

Niedziela...powolne i leniwe popołudnie. Trochę z potrzeby i konieczności.
Po niespodziewanym piątku, kiedy to mój kciuk "padł ofiara" kuchennych rewolucji.Rewolucji w moim wydaniu.Z finałem na oddziale ratunkowym i kilkoma szwami.
Początek weekendu zmienił wiec moje plany zawodowe i prywatne.Jednak jedno  było niezmienne.Mogę liczyć na przyjaciół.To niesamowite jak piękne są relacje.
Sobota natomiast była czasem fantastycznych spotkań i inspiracji.Codziennie pracuję nad mentalną sferą ku sprawności i powodzenia operacji.Wizualizacja i emocje odgrywają niesamowita rolę w realizacji celów.
Wczoraj wielki prezent:spotkanie z libero drużyny siatkarskiej Krzykiem Ignaczakiem i trenerem mentalnym Naszej Złotej Drużyny Kuba B.Baczkiem. Tyle ducha i serca w tym spotkaniu.Ważne to spotkanie dla mnie, bo odkąd miałam kilka lat wizualizacje oraz mentalna praca była bodźcem dla mojego fizycznego ciała. Wtedy nie wiedzialam, że to jest jakakolwiek technika terapeutyczna czy motywacyjna. Robiłam ta prace całe lata w zaciszu swojej głowy. Dziś nazywamy to treningiem mentalnym.Wsparłam swoje ciało ta praca, a teraz przyszła możliwość spotkania i rozmowy z medalistami.Oni zdobyli swoje złoto, a ja po swoje zmierzam:-).
Siatkówka jest dla mnie szczególnie bliskim sportem, bo w moim rodzinnym mieście miałam koleżanki zawodniczki. Później turnieje itd.Ten sport budzi dużo moich emocji.Mistrzostwa Świata 2014.Obejrzałam prawie każdy mecz krzycząc, modląc się, wstając i siadając. Kto mnie takiej nie zna byłby naprawdę zdziwiony.
Dodatkowym moim wkładem był udział w teledysku do hymnu Mistrzostw.Zostałam zaproszona i skorzystałam, bo lubię wyzwania.Chcę tez przełamywać bariery społeczne w myśleniu i i działaniu. To była możliwość od losu.Zagrałam w teledysku "Start a fire" , ktory promowal płyte Margaret, lecz ta sama piosenka była hymnem Mistrzostw.To jest radość, że mogłam być cząstka tego wielkiego i fantastycznego wydarzenia.
Nawet jeśli ludzie krytykowali mój udział czy moje ciało to stałam za swoim wyborem i intencja. Lubię moje ciało i ono wraz ze mną bardzo się zmienia.Niektórzy byli poruszeni i pisali maile.Szczególnie kobiety z jakąś dysfunkcją.Kobiety, które nie akceptują siebie.Wiedzialam, że wykonałam zadanie i może ktoś sam na siebie inaczej spojrzy.Wszyscy pokonujemy słabości każdego dnia:wewnętrzne, sportowe, zewnętrzne. Wszyscy możemy być Mistrzami w swoim własnym życiu jeśli tak wybierzemy.
Sama 😦( nie mogę wykazów tej buźki)....
Sama trenowalam lekkaatletyke w liceum.Ducha sportu i walki szkoliam ściągając się na wózkach, rzucając kulą, oszczepem i dyskiem. Treningi, dieta,plus lekcje i obowiązki.Tak wyglądał mój czas.wyszkoliam w sobie wojownika, który nie poddaje się nigdy, choć mam gorsze dni czasami.Jednak jestem człowiekiemjak każdy i staram się wyciągać wnioski z trudniejszych chwil.
Zdanie, które wczoraj zapadło mi w pamięć to:

MARZENIA SIĘ NIE SPEŁNIAJĄ
MARZENIA SIĘ (kurwa)SPEŁNIA.


Nie ma jak Selfie:-))).
To spotkanie było prezentem i dodatkowym treningiem przed moimi mistrzostwami 31.07.2015roku.
A to link do hymnu w obu wersjach:
https://m.youtube.com/watch?v=-fqbx6PoT6E
I
https://m.youtube.com/watch?v=_gT3nykSKe8

czwartek, 21 maja 2015

Wiadomość dnia

Wiadomość dnia nadeszła....
Mail od Pana doktora...Operacja odbędzie się 31.07.2015 roku


Lubie ten teledysk wiec dołączam.
To mój dzień:-)..."wielkie zmiany są możliwe wciśnij tylko start."Start wciśnięty!!!!
https://m.youtube.com/watch?v=kOaBxuwH85A

środa, 20 maja 2015

Przedsmak

Przedsmak chodzenia, przedsmak wystawy.Niebawem więcej informacji.By podziękować tym co spotkałam przez lata i otworzyć dalszą drogę, ścieżkę. By zebrać fundusze na operację i rehabilitację.
Kto przybędzie? Kto ma ochotę na więcej obrazów? Kto będzie ze swoją obecnością i wsparciem?

zdjecie ode mnie...

Już dziś możesz licytować moje zdjęcie jako cegiełkę zbiórki do operacji.Zapraszam i dziękuję za wszelką dotychczasowa pomoc.
W przygotowaniu wystawa i niespodzianki wierzę, że uda się w czerwcu Was zaprosić.
 http://allegro.pl/fotoobraz-licytacja-dla-kasi-i5374904228.html

wtorek, 19 maja 2015

Człowiek to skarb



Zaczynam ten wpis od zdjęcia, które oddaje to, co przydarzyło mi się kilka dni temu.Zdjęcie bawi mnie, lecz nie będzie to religijna opowieść.
Kilka miesięcy temu wypowiedziałam do siebie intencje:Chce poznawać i przebywać wśród ludzi, którzy dadzą mi wskazówkę przed i po operacji (chodziło bardziej o rehabilitacyjny kontekst).
Zaczęło się od tego, że pewnego dnia obudziłam się i czułam, że mogę być operowana w Polsce i ze wiem przez kogo.Przez cały długi czas wcześniej myślałam ,że tylko USA, że tylko tam albo nigdzie.Wynikało to najpewniej z moich obaw.Obawy natomiast wynikały z doświadczeń wcześniejszych operacji w Polsce.Błędów lekarskich i wmawiania mi, że to tylko moja fanaberia.Na końcu okazywało się, że moje odczucia były prawdziwe. Zamknęłam się więc na inne możliwości. Zamknęłam się na możliwości w Polsce, bo patrzyłam na przeszłe doświadczenia.  Tylko USA albo nic- myślałam. Cena operacji tam to 42 tysiące dolarów, a później jeszcze długa rehabilitacja.Oczywiście pieniądze nie powinny i nie mogą być przeszkodą w tym dążeniu. Jednak w pewnym momencie pomyślałam, że doszłam tak daleko, że sama siebie doprowadzę dalej poprzez upór i ćwiczenia. Ci którzy mnie znają wiedzą, że jestem Zosia Samosia. Wiele robię sama i rzadko proszę o pomoc.Przez lata nauczyłam się trochę bardziej prosić i zrozumiałam, że nie muszę i nie chcę być jak Irena Kwiatkowska, która żadnej pracy się nie bała. Ja nie boję się.Poprostu wiem, że są ludzie wspaniali dookoła.Same ćwiczenia jednak i upór tutaj nie przyniosą rezultatu, bo spastycznosci nie da się ostatecznie zniwelować poprzez ćwiczenia. Potrzebowałam wiec pomocy mądrego i precyzyjnego lekarza.
Kiedy tego pamiętnego dnia obudziłam się i "zobaczyłam"swojego lekarza, wiedziałam że to jest ten dzień kiedy przeszłość się domknęła. Nie umiem tego wytłumaczyć. Takie uczucie pewności i spokoju zarazem. Zrozumiałam, że oddawałam za dużo w ręce lekarzy, gdy moje odczucia nie zgadzały się z ich dokumentami.Wtedy czułam, że się nie mylę. Okazało się, że mają błędne dokumenty.Odrobiłam lekcję.
Tego lekarza ja wybrałam, a On mnie zakwalifikował. Będziemy w tym doświadczeniu razem.Cena operacji dużo mniejsza i będę wśród bliskich mi ludzi.
Teraz świadomie podjęłam decyzję, gdyż zrobiłam wszystko co umiałam najlepiej przez lata.Zmieniłam myślenie, w pełni zaakceptowałam siebie.Uczyłam się swojego ciała i pokonywałam słabości.
Teraz kiedy dałam tak silna intencję to wszystko dzieje się...
Spotkałam kilka dni temu koleżankę i kiedy rozmawiałysmy podszedł do Nas mężczyzna i powiedział:"Masz chodzić. Będziesz chodzić!!".
On nie mówił tylko krzyczał.Jakby ogłaszal światu. Zaczęłam się śmiać, lecz z taką ulga i zadziwieniem:czy wszyscy znają mój plan? Mężczyzna ten mówił też bym była dumna i z podniesioną głową szła przez życie. Dostałam od tego mężczyzny kontakt do innego człowieka, który miał mi być pomocny.Przy mnie ten Przechodzień umawial mnie na spotkanie z tamtym człowiekiem.
Mogłam pomyśleć :wariat.Jednak wybrałam wariant, że przez człowieka przychodzą do mnie informacje i odpowiedzi na moje intencje. Spotkanie okazało się pewną odpowiedzią na potrzebę tej chwili i mojej operacji.
Warto więc pamiętać, że czasami dostajemy odpowiedzi poprzez innych ludzi.Każdy człowiek może być Aniołem w ludzkiej skórze.

wtorek, 12 maja 2015

zmiana i jej dalszy ciąg

Kiedyś było tak...Prawda, że czarujaco😁.Włosy gęste, trudne do rozczesywania.Szampon pokrzywowy jeszcze bardziej podkreślał ich krnabrna naturę.Włosy chyba manifestowaly mój charakter. Uparta, patrząca na cel.Chciałam poruszyć materią (w rozumieniu:ciałem).Wtedy to nie było proste.Wstawałam rano i kilka kroków to jakiś cud i to nie o własnych siłach.
Na jednym ze zdjęć próbuję stać, żeby przytulić się do Myszki Miki.Chciałam żeby było "normalnie".Poprostu stanąć do zdjęcia i jak inni cieszyć się chwilą.
Ta normalna chwila kosztowała mnie ból i trud stania o własnych siłach. Myślę, że Myszce Miki przydałaby się rehabilitacja po wysiłku jakim było trzymanie mnie :-))).Udało się jednak.Pozwałam do zdjęcia i w mojej głowie zrobiłam to jak każdy człowiek.
Na zdjęciu widać, że moje nogi stoją po swojemu, kolana wciąż w pocałunku, czyli dotykają się bezustannie.Moja fizyczność różniła się od innych, lecz nie odbierała mi chwil gdy mogłam robić coś jak inni.Podróżować, fotografować się i mieć kolorowe wspomnienia.
Nogi bolały i były tak sztywne jak czasem nasze nawyki.Jednak przekraczałam fizyczność, bo moje pragnienie i dążenie było we mnie.
To co utkwiło mi, czego bardzo chciałam a nie mogłam, a właściwie szybko przestało być ładne, to modne spodnie rurki.Oczywiście koniecznie czarne.Moja siostra miała i ja bardzo chciałam. W końcu przekonałam mamę. Jednak ich noszenie skończyło się białymi plamami na kolanach i przetarciami. To obrazuje jak mocno moje kolana tarly o siebie.Jak dwa krzemienie. Czesto miałam otarcia naskórka i czerwone rumience z tego powodu, ale nie na buzi tylko na kolanach.

Teraz...czuję się kobieta i jestem szczęśliwa. Moje włosy potrafię ogarnąć, używam odżywki po myciu.Nadal uparta, lecz już mniej buntownik. Wiem czym jest wartość i gdzie Ona jest.Wiem czym jest "normalność".Nie w spodniach rurkach.Normalność jest w tym, by nie doganiac innych, lecz najlepszą wersję siebie.Każdego dnia.

Dziś kiedy wstaje rano i mogę pójść o kuli do toalety to nie zastanawiam się jak robić ten krok.Poprostu robię. Pozuje do zdjęć kiedy chce i nie jest to już okupione wielkim wysiłkiem dla jednego zdjęcia. Gotuję, słucham ,muzyki,pracuje z ludźmi, słucham natury życia. Lubię siebie i życie i patrzę na możliwości a nie ograniczenia.
Kiedy kwalifikowałam się do operacji ktos z zespolu powiedział:jest Pani w bardzo dobrej kondycji jak na MPD, wiec może tak może zostać jeśli Pani nie przeszkadza za bardzo?
Byłam zaskoczona, lecz zrozumiałam, że często zatrzymujemy się kiedy jest dobrze i w miarę komfortowo. Po co więcej?Po co lepiej? Zawsze jest coś więcej i ja tam zmierzam.Wiem, ze ciału trzeba pomóc, bo dusza nie ma limitów. Z wyboru mieć wolne ręce kiedy idę.Płynny ruch i bardziej wyprostowane ciało juz uczyni wielką dla mnie różnice Chcę budzić się w najlepszym z możliwych stanów, którego detale są dla mnie znane i odczuwalne.Wierzę w możliwości swoje i marzenia.Teraz kiedy proszę o wsparcie to nie jako ofiara czy osoba słaba, lecz jako ktoś kto wierzy w swój cel i ciało i wierzy precyzji tego konkretnego neurochirurga.Ja swoją pracę robiłam tyle lat i będę ją robić.Doszłam do chwili w której ta metoda mi pomoże robić dalej swoje i jeszcze więcej.
Aaa i nie powiedziałam Wam:moje kolana już nie"całują"się i nie mam bolesnych otarc. Huuurrraaa.A szpilki czekają na podłodze. Spójrz.


Jeśli chcesz mi pomóc zrealizować projekt"Czerwone szpilki-swobodne chodzenie"to specjalny podaję numer konta:
Katarzyna Hajduga
Mbank 47 1140 2004 0000 3902 7566 1630
Z dopiskiem "operacja SDR"

PS. Fotografia okiem Izy Urbaniak.
Szykuję wystawę z moimi zdjęciami , by uhonorować każda osobę która spotkałam. Dzięki Waszej obecności i swojej wizji doszłam tu.Będzie to tez okazja do zbiórki środków na zabieg.

A takie dzieci potrafią mieć postępy po zabiegu.Błogosławię sukcesom i cieszę się. Wiem ze tylko lepsze przede mną.

www.youtube.com/watch?v=ghGdbjRp5zk



niedziela, 10 maja 2015

Siła intencji -pierwsze miłości

Mojej historii ciąg dalszy...zanim pojawi się obszerna książka.
(Pisałam na tablecie, wiec mogą być literówki, bo słownik w tym sprzęcie czasami mnie wyprzedza :-))


To co wtedy wydawało się katorgą dziś procentuje.
Pamiętam jak w zerowce wszystkie dzieci biegły, a ja siedziałam przy stoliku .Jednak fascynowało mnie jak się ruszają, biegają. Nie pytałam wtedy siebie dlaczego ja nie mogę?
Wzięłam to jako fakt.Jednak było mi przykro. Jeszcze wtedy nie postrzegalam tego jako różnicy, która będzie później podstawą do chęci wykluczenia mnie z różnych aktywności zbiorowych.Jedno co doskonale pamiętam z tego czasu to, że był w grupie chłopak, który kochał się we mnie bardzo i rozwiązywal sznurówki w moich ortopedycznych butach.Wtedy bardzo nie chciałam z tego powodu chodzić na zajęcia, bo mnie to zachowanie denerwowało i zawstydzalo. Nie mogę pominąć faktu jak ohydne to były buty i jak długo się je wiązało. Można je porównać do dzisiejszych glanow.Bylam dziewczynka, która chciała mieć ładne sukienki, buty, włosy.Po prostu księżniczka. Jednak buty były zawsze brzydkie.Odparzaly moje stopy i powodowały ból. Jednak nie przeszkadzało to Pawłowi się we mnie kochać. Był na tyle zafascynowany, że ukradł swojej siostrze pierścionek i zostawił u mnie na wycieraczce.Wtedy jeszcze nie wiedzialam, że zabrał go siostrze. Oczywiście nie był to kosztowny pierścionek czy pamiątka po babci, a raczej taki kupiony na Odpuście.Znowu byłam zła i zawstydzona. Dopiero później podjęłam ile odwagi i miłości niewinnej ten mały człowiek miał w sobie . Widział we mnie piękno mimo, że nie chodziłam. To doświadczenie pokazało mi że można mnie pokochać nawet jeśli nie chodzę. Był to moment swoistej inicjacji w miłość niewinną i czystą. Nawet jeśli byłam wtedy niezadowolona z tego zainteresowania.Nawet jeśli próbowałam ostudzić Jego chęci skarżąc Pani wychowawczyni to On nie tracił zainteresowania.Dzisiaj bardzo dziękuję za tamto doświadczenie, bo zapamiętałam to i niesamowita była wytrwałość tego małego człowieka . Dał mi uczucie ze jestem ładna dziewczynka w jego oczach.Po latach mogłam to docenić.
Chodziłam z Pawłem do szkoły podstawowej i był takim szkolnym łobuzem. Mimo, że unikałam go, bo pamiętałam wcześniejsze zdarzenia to w sercu wiedziałam, że jest dobry.Przez pierwsze trzy lata podstawówki dzieci były bardzo miłe i pomocne . Czułam się częścią grupy.Jedyne co było inne to, to że moja mama siedziała na korytarzu.W tamtych czasach, a może bardziej w tamtej mentalności to była jedyną możliwością bym została przyjęta do szkoły. Proponowano mi nauczanie indywidualne, lecz chciałam żyć jak inni być w grupie i rozwijać się. Moja mama  chciała tego samego, bo wiedziała, że poprzez indywidualną naukę mogę nie nauczyć się tyle ile bym mogła w grupie.Grupa konfrontuje nas z niewygodna, słabością, zaletami i talentami, a przede wszystkim rozwija wewnętrzną siłę oraz relacje.Oczywiscie są sytuacje kiedy nauczanie indywidualne jest jedynym rozwiązaniem i absolutnie warto z tego korzystać. W moim przypadku były jeszcze inne opcje.Jedyny warunek na skorzystanie z nich to, że mama zawsze będzie na korytarzu (bo może będę chciała siku..itd).Obie podjęliśmy wyzwanie . To były lata osiemdziesiąte i nie było szkół integracyjnych, nauczycieli "cieni" czy innych możliwości dla dzieci z tak różnymi potrzebami.Jednak udało się:-))) Mama woziła mnie na wózku do szkoły, wiec pokonywalam ta samą drogę co każde dziecko.Mimo, że nie w grupie dzieci . Znalazł się sposób, bym mogła się kształcić. Skoro w tamtych czasach znalazł się sposób to teraz naprawdę wiele jest możliwe. Jedno o czym pamiętam, by nie dawać się zniechęcić jeżeli w coś naprawdę wierzę, jeżeli w siebie naprawdę wierzę i w człowieka:-).
(Obrazek zaczerpnięty z internetu)

sobota, 9 maja 2015

Skutek skupienia w dzialaniu...o pewnym chłopcu...

Wczoraj był u mnie...Jeden z chłopców z którym pracuję. Pozwolił i nawet chciał żebym o Nim wspomniała.
Wczoraj zdobył brazowy medal w biegu gimnazjalnym i powiedział, że to mój medal.Jakie to miłe i budujące widzieć efekty długofalowej pracy.
Kiedy do mnie trafił miał nierozwinięte mięśnie i nie chodził na długie dystanse.W ciele było też trochę przykurczy.Długa i żmudną praca i współpraca z Panią doktor udało się Nam zniwelować je i rozwinąć siłę w ciele.
Chłopiec i Jego mama chciał bym się podzieliła tym jak daleko zaszliśmy.
Oto młody sportowiec i Jego medal w moim gabinecie.

czwartek, 7 maja 2015

Konkurs

Ogłaszam konkurs!!!!!
Konkurs dotyczy niemożliwego. Temat:jak niemożliwe stało się możliwe w moim życiu.
Adres nadsyłania prac :kasia@regeneracjaholistyczna.pl
Na prace czekam do 7 czerwca 2015

Do wygrania książka Nicka Vujicica "NIEZWYCIEZONY!".

Do dzieła.

Najlepszą pracę opublikuje na blogu.

niedziela, 3 maja 2015

Metale ciężkie detox

Dalszą opowieść spisuję z papierowego dziennika, by móc się z Wami podzielić.

Póki co chcę podzielić się tym jak przygotowuję swoje ciało do zmian i operacji.Niezależnie od działań, które przede mną to dwa razy do roku oczyszczam ciało, umysł i ducha.Mam taką naturę, że lubię wyzwania a nie nudę, wiec próbuję różnych metod.Wybieram to co dla mnie najbardziej skuteczne i ciekawe.

Od trzech dni oczyszczam organizm z metali ciężkich produktami firmy Quicksilver. Poraz pierwszy preparatem IMD.
Wcześniej próbowałam glutationu i witaminy C.Byłam naprawdę zachwycona.W protokole oczyszczania używam z IMD witaminy C i glutationu.
Widzę już różnice. Chociażby to, że na nodze, w której mam metal pojawiły się małe czerwone krostki.Wiem ze to wynik oczyszczania.
Na tej nodze mam też dużo więcej pieprzykow, wiec wiem, że to wynik blaszki wewnątrz nogi.Nie tak dawno okazało się, że blacha składem przypomina baterie telefonu komórkowego, wiec tym bardziej ważne jest dla mnie oczyszczanie co kilka miesięcy.
Swoją drogą ciekawe, że takie cuda wkładają ciało. Z całą pewnością są bardziej neutralne stopy metali. Jednak taki mnie się dostał 14 lat temu, więc potrzebuję zadbać o dobro ciała.
W dużych miastach szczególnie jest duże stężenie ołowiu, wiec warto czasami dać odetchnąć ciału.
Napiszę Wam jak efekty po całym procesie. Może Was zainspiruje do oczyszczania.
Jeżeli będą Was interesować produkty to dołączam link:

http://www.holistycznaklinika.pl/index.php?route=product/category&path=61_60

(Chętnie udostępnię Wam swoją zniżkę.Jakby co dajcie znać)


   

sobota, 2 maja 2015

Siła intencji- historia w częściach

SIŁA INTENCJI


"Proście, a będzie Wam dane". To zdanie zna prawie każdy. Jednak nie każdy wierzy w jego słuszność.
Jestem osobą, która jest manifestacją intencji i przykładem na to, że to zdanie ma odzwierciedlenie w życiu.
 Myślisz sobie jak to możliwe?
Opowiem Ci moją historię.
Kiedy mnie jeszcze nie było na świecie,a mama moja stała u progu dojrzałości bardzo często pytano ją:
Co chcesz robić w życiu?
Odpowiadała: Chcę się kimś w życiu opiekować.
Brakowało w tej odpowiedzi precyzji i klarowności. Tak naprawdę moja mama chciała pracować z ludźmi i im pomagać. Jednak nigdy tego nie powiedziała w taki sposób.Odpowiadała jak czuła i umiała na tamten czas. Nie wiedziała,że za kilka lat przyjdzie odpowiedź, dostanie to o co poprosiła.
Pojawię się ja. Dziecko urodzone przedwcześnie,z jednym punktem w skali Abgar. Niedotlenienie,zatrute wody płodowe,ostatnie namaszczenie niedługo po porodzie i małe szanse na przeżycie. Stres i informacje od lekarzy,że będę rośliną,że nic ze mnie nie będzie. Nawet nie opłacało wpisywać się mnie do rejestru urodzeń...
Pewnego dnia przyszedł lekarz jak posłaniec i powiedział,aby mama mnie zabrała do domu, bo inaczej mnie wykończą.Miał na myśli,że nikt nie wiedział jak do końca ze mną postępować i wszystko było raczej eksperymentem niż świadomym działaniem.

To było najlepsze co mama mogła zrobić. Poprostu otoczyć mnie miłością i ciepłem w domu, wśród bliskich.
Rozwijałam się i rosłam,lecz nie ruszałam nogami i rękoma. To była widoczna różnica i niepokoiła mamę. Miała przecież już jedno dziecko(córkę o dwa lata starszą ode mnie) i wiedziała,że coś jest mocno nie w porządku. Chodziła do lekarzy, pytała,prosiła.Jednak jedyne co słyszała to to,że trzeba czekać. Czekać tylko na co?
Mówiono,że mama panikuje i jakby to było ich dziecko to by czekali. Mijały tygodnie i miesiące,lecz nic się nie zmieniało.Leżałam ze sztywnymi nóżkami i prawie nieruchomo. Sąsiedzi przychodzili pytać czy ja wogóle jestem ( czy żyję),bo wogóle mnie nie słychać. Poprostu byłam.Nie płakałam i nie krzyczałam.
Po jakimś czasie kolejna wizyta lekarska i wtedy mama jak lwica powiedziała,że nie opuści gabinetu dopóki nie uzyska skierowania do Centrum Zdrowia Dziecka. Udało się. Można by powiedzieć: hura!!!!
Moje niemowlęctwo i wczesne dzieciństwo przypadało na czasy kiedy panowała rejonizacja i wyjechanie do innego województwa w celu diagnostyki czy leczenia było prawie niemożliwe.Mojej mamie się udało i mnie jednocześnie.
Po całej diagnostyce okazało się,że mam dziecięce porażenie mózgowe. Miałam wtedy niespełna dwa latka. Dość późno jak na diagnozę,lecz z dzisiejszej perspektywy uważam,że wszystko potoczyło się najwłaściwiej.
Rzadko mama wraca do tamtego czasu i opowiada. Myślę,że to dla niej bolesne i trudne,podobnie jak dla rodziców,których dzieci rodzą się inne. Inne nie znaczy gorsze. Poprostu wymagające większej troski i czasu w osiąganiu optymalnego dla nich zdrowia.
Miałam trudności z siedzeniem,trzymaniem główki i nie chodziłam.Miałam problemy z chwytaniem. Jedyne co na pewno miałam to wolę życia i uśmiech. Mama zawsze mówiła,że byłam pogodna. Ona płakała w piwnicy przekładając słoiki( chciała żebym nie widziała łez),a ja nie czuła się inna i gorsza. Prawdą było,że nie mogłam biegać z dziećmi i bawić się jak one, lecz mama zrobiła wszystko aby mi to ułatwić. Dla przykładu: zapraszała dzieci z piaskownicy do domu i przynosiła piasek abyśmy mogły się bawić.To wspaniałe.
Czasami było mi przykro,że nie mogę bawić się w chowanego, że nie nadążam za innymi. Jednak jedna z moich cioć zawsze pytała: dlaczego się cieszę i się uśmiecham?
Oczywiście chodziło jej o to,że siedzę na wózku i potrafię się cieszyć.
Nie umiałam odpowiedzieć jej na to pytanie. Innego stanu i innej sprawności nie znałam,więc dlaczego miałam się smucić.Cieszyło mnie słońce i to,że jestem mimo,że codzienność była bardzo trudna. Nie tylko dlatego,że każdy mój dzień wyglądał tak samo:szkoła,rehabilitacja, zostawanie z mamą w pracy i późny powrót,odrabianie lekcji i  spanie. Trudności było o wiele więcej: tato agresywny alkoholik, moje trudności z pisaniem i chwytaniem oraz brak pieniędzy. Bywało,że ludzie dawali Nam kości na zupę. Jednak za to wszystko dziś jestem wdzięczna.Wszystko jest po coś.Monotonna i bolesna rehabilitacja,której nie lubiłam.Byłam zła n ten ból i Panie rehabilitantki,które kazały mi ćwiczyć.Jednak to nauczyło mnie samodyscypliny ( wręcz sportowej).Wykorzystuję to dziś w życiu i jest to nieoceniona kompetencja. Te momenty kiedy moja mama kroiła mi chleb w kostki,abym uczyła się chwytać uważałam za okrucieństwo,bo byłam głodna, a mama mówiła to weź chleb. Teraz wiem,że to nauczyło mnie determinacji i tego, bym nigdy się nie poddawała....



Czy masz ochotę na dalszą opowieść i moją książkę,a może audiobook?